Artykuł z kwartalnika “Łowiec Galicyjski” - rozmawia Jerzy Karpierz z Witoldem Kunyszem


“Kolbiarz” z Sośnicy

Z pewnością niewielu myśliwych z naszego regionu posiada wiedzę, że w niewielkiej miejscowości o nazwie Sośnica, położonej między Przemyślem a Jarosławiem, od wielu lat mieszka kolega, który jest uważany za jednego z najlepszych wytwórców osad do broni myśliwskiej w Polsce. Nazywa się Witold Kunysz i zgodził się udzielić mi odpowiedzi na kilka pytań, którymi chcę się podzielić z Czytelnikami.

Witold Kunysz

J. Karpierz: Na początek trochę historii. Jak to się stało, że wieloletni aktywny myśliwy, łowczy koła łowieckiego zajął się profesjonalnym wytwórstwem osad do broni i osiągnął w tej dziedzinie tak znaczące sukcesy? Nie jest przecież żadną tajemnicą, że kolega znajduje się w ścisłej czołówce “kolbiarzy” w Polsce.

W. Kunysz: Odpowiadając na to pytanie powinienem zacząć od czasów wczesnej młodości. Broń i łowiectwo pasjonowało mnie od zawsze. Bliższy kontakt z prawdziwym myślistwem nastąpił na początku lat 90-tych za sprawą wuja Mariana, który był myśliwym, polował w Kole Łowieckim “Miś” Przemyśl i spowodował, że skutecznie zaraziłem się tą pasją. To z jego pomocą wkrótce zostałem członkiem Koła Łowieckiego “Paszkot” Przemyśl i związek ten trwa, z powodzeniem, aż do dziś, a świadczy o tym chociażby powierzenie mi kilka lat temu funkcji łowczego.Swoje życie zawodowe realizowałem ówcześnie wykonując zawód stolarza. O tym, że zająłem się także wykonywaniem osad do broni, zadecydował właściwie przypadek. Wspomniany wcześniej wuj Marian, jak wielu innych myśliwych w tym czasie, nabył za przysłowiowe “grosze” z wojskowej wyprzedaży stary, wysłużony karabin typu Mosin i postanowił zrobić z niego rasowy sztucer myśliwski. Przyjechał więc do mnie, przywiózł jakieś fotografie i foldery przedstawiające markowe sztucery i razem zaczęliśmy to ambitne dzieło poczynając od zrobienia nowej osady. Po kilku dniach ciężkiej pracy powstało coś na kształt osady, bo z perspektywy czasu tak to dziś oceniam, ale takie były początki. Na Mosinach, jako typowy samouk, zacząłem się uczyć sztuki kolbiarstwa, bo po trudnych początkach, stopniowo wykonywałem tych kolb coraz więcej. Kilka lat później trafił do mojego warsztatu austryjacki sztucer Voere ze złamaną oryginalną kolbą. Dopiero wtedy, wykonując nową osadę miałem okazję obejrzeć i nauczyć się wykonawstwa na poziomie profesjonalnym. Mniej więcej od tego momentu tj. od roku 1997 zajmuje się zawodowo wyłącznie wyrobem osad do różnego typu broni. Pierwsze większe prace to znowu kilkaset sztuk kolb w przeciągu kilku lat do karabinu Mosin wykonywanych dla firmy z Warszawy, która przerabiała je seryjnie, a następnie duże zamówienie kolb do karabinów dla kompanii honorowych różnych rodzajów wojsk. Od początku 2000 roku wyprodukowałem około 1000 egzemplarzy tych kolb, wykorzystując do tego specjalnie przygotowaną sklejkę. Z powodzeniem służą one do dziś, więc z przyjemnością, a nawet pewną satysfakcją oglądam je w telewizji przy okazji większych uroczystości państwowych z udziałem kompanii honorowych. Aktualnie wykonuję bardzo szeroką gamę osad do broni, począwszy od typowych kolb do broni myśliwskiej, w tym także dla polskich przedstawicieli czołowych firm europejskich poprzez różne rodzaje osad sportowych tzw. regulowanych i przeznaczonych dla strzelców wyczynowych, a skończywszy na osadach nietypowych, robionych na indywidualne zamówienia, często z drewna wysokiej klasy i specjalnie zdobionych.

J. Karpierz: A teraz temat, który z pewnością szczególnie zainteresuje naszych Czytelników. Wśród myśliwych słyszałam wielokrotnie powiedzenie: “Lufa strzela, ale osada celuje”. Jaka jest opinia kolegi w tej sprawie?

W. Kunysz: Jest to dosyć trafne powiedzenie, chociaż ja bym je nieco zmodyfikował i powiedział: “Lufa strzela, kolba trafia”. Sposób wykonania osady w kontekście jej doboru do indywidualnej budowy strzelca ma bardzo duże znaczenie, zwłaszcza w przypadku broni śrutowej i strzelania do celów ruchomych. Osady wykonywane fabrycznie są robione w ten sposób, żeby pasowały dla każdego, a z doświadczenia wiemy, że jak coś ma być dobre dla każdego, to często nie jest dobre dla nikogo. Jest kilka prostych parametrów określających kolbe, które decydują o jej jakości, co przekłada się bezpośrednio na użyteczność broni dla konkretnego myśliwego. Wymienię tutaj tylko te najważniejsze, mające wpływ na jej ergonomię, to jest: długość kolby, odległość od uchwytu do spustu, grubość uchwytu i skład kolby, czyli wysokość kolby względem linii celowania. Duże znaczenie, zwłaszcza na skład, ma również tzw. awantaż, czyli odchylenie boczne kolby oraz jej kształt. Wszystkie te parametry są zasadniczo indywidualne dla każdego myśliwego i wynikają z budowy anatomicznej konkretnego osobnika. Jeżeli komuś uda się kupić broń z osadą w pełni składają, to można powiedzieć, że wygrał los na loterii, bowiem znacznie częściej zdarzają się sytuacje, że przez wiele lat mimo drogiej marki strzelby i licznych treningów na strzelnicy często pudłujemy, a broń nam wyraźnie “nie leży”. Jeżeli strzelamy niewiele, np. jedynie przy okazji polowań, problem nie jest specjalnie odczuwalny, bo przecież każdemu dość często zdarza się pudłować. Inna sytuacja jest natomiast w przypadku osób uprawiających strzelectwo wyczynowo, które na strzelnicach wystrzeliwują tysiące sztuk amunicji. W osiągnięciu dobrych rezultatów nie wystarczy już dzisiaj wyłącznie talent. Bardzo często przewagę dają ułamki sekund uzyskiwane podczas wielokrotnego celowania, a wynikające z dopasowania osady broni do strzelca, co w tym przypadku ma fundamentalne znaczenie. Stąd rzadko można oglądać przypadki używania fabrycznie wykonanych kolb przez osoby zajmujące się strzelectwem profesjonalnie.

Sądzę, że w telegraficznym skrócie odpowiedziałem na pytanie, chcąc temat przedstawić szerzej, trzeba by poświęcić na to przynajmniej kilka godzin.

J. Karpierz: Co zmieniło się przez lata w technologii wykonywania osad, czy w dalszym ciągu jest to żmudna i w większości ręcznie wykonywana praca? Na ile to co robisz jest rzemiosłem, a na ile zajęciem artystycznym?

W. Kunysz: Jak w wielu innych dziedzinach tak i w wytwórstwie osad nastąpił w ostatnich dziesięcioleciach spory postęp technologiczny. Mogę dzisiaj korzystać ze specjalnych frezarek sterowanych programami komputerowymi, które wykonują za człowieka, wykazując się przy tym często większą precyzją, około 70% pracy związanej z wykonaniem kolby. Ale czynnik ludzki w tym procesie jest nie do zastąpienia, bowiem te pozostałe 30% decydują w przewadze o klasie, jakości i w efekcie o przydatności wyrobu. Tak więc te 70%, które realizuje maszyna można umownie nazwać rzemiosłem, natomiast reszta wymagająca zmysłu artystycznego i nietuzinkowych zdolności manualnych ma w sobie z pewnością coś z artyzmu. Tym bardziej, że coraz częściej na indywidualne zamówienia, wykonywane są osady z tzw. snycerką, czyli rzeźbami w drewnie.

J. Karpierz: Ostatnie dziesięciolecie to czas masowej produkcji osad syntetycznych, które mają opinię bardziej praktycznych w użytkowaniu, a przede wszystkim są znacznie tańsze dla nabywcy. Jak w związku z tym widzi Kolega przyszłość wytwórstwa osad z drewna, zwłaszcza tych wykonywanych z rzadkich odmian orzecha, sezonowanych przez wiele lat i w związku z tym osiągających niekiedy bardzo wysokie ceny. Czy widać tu jakieś wyraźne, nowe trendy?

W. Kunysz: Rzeczywiście, w ostatnim okresie producenci broni myśliwskiej, często zmuszani koniecznością obniżania ceny wyrobów w walce o klienta decydują się na stosowanie tańszych elementów z różnego rodzaju kompozytów syntetycznych, w miejsce tradycyjnych drewnianych, czy też metalowych. Szczególnie widać to u producentów amerykańskich, gdzie tradycyjnie, od wieków mniejszą uwagę przykłada się do wyglądu broni, większą zaś do jej walorów praktycznych i użytkowych. Wynika to chyba z modelu myślistwa w Ameryce, nastawionego głównie na samo polowanie, czyli pozyskanie zwierzyny. Obecnie jednak i w Europie większość liczących się producentów broni ma w swojej ofercie modele z osadami syntetycznymi. Ma to niezaprzeczalnie swoje zalety, jak np. niższą cenę broni w momencie kupna, praktyczność w użytkowaniu polegającą na większej odporności osady na zarysowania, czy inne uszkodzenia, a w związku z tym mniejszą konieczność częstego czyszczenia i konserwacji. Ale ma również i wiele wad, z których za najważniejszą uważam zdecydowanie gorszy, a niekiedy wręcz tandetny wygląd broni nawet najlepszych firm. A właśnie wygląd broni, w szczególności myśliwskiej, ma w moim odczuciu bardzo duże znaczenie. Obserwując tendencję jaka postępuje w naszym kraju w ostatnich latach śmiało można powiedzieć, że w Polsce “rodzi” się moda na piękną broń. Wiąże się to zapewne z ogólnymi zmianami, jakie zachodzą w naszym modelu łowiectwa, a więc coraz większym przywiązaniem do historycznych tradycji w tym również ubioru, kultywowaniem zwyczajów łowieckich, szacunek dla zwierzyny oraz broni myśliwskiej, co niekiedy zamienia się prawie w pewien rodzaj kultu. Nie bez znaczenia jest również rosnąca zasobność portfeli współczesnych polskich myśliwych, chociaż nie jest to czynnik najważniejszy. Tak czy inaczej zakup broni myśliwskiej “z wyższej półki”, bogato zdobionej grawerunkami, z osadą wykonaną z rzadkich odmian orzecha wysokiej klasy jest dziś często traktowany jak inwestycja np. w dzieło sztuki, która z biegiem czasu może przynieść niezły zysk. Podsumowując jednak temat chcę powiedzieć, że nie czuję obaw w związku z ekspansją wspomnianych syntetyków, a z praktyki przekonałem się, że wielu z myśliwych, którzy zakupili taką broń, po jakimś czasie, krótszym lub dłuższym, trafia do mnie i zamawia wykonanie osady drewnianej.

J. Karpierz: Czy w swojej broni myśliwskiej Kolega wymienił osady na nowe, wykonane własnoręcznie, czy wystarczają oryginalne fabryczne?

W. Kunysz: Jak mówi stare powiedzenie, że “szewc w podartych butach chodzi” tak i w moim przypadku dopiero w ostatnich latach znalazłem czas na wykonanie odpowiednich kolb dla siebie. Więc dzisiaj przysłowiowy szewc chodzi już w dobrym obuwiu. I muszę się pochwalić, że od razu poczułem różnicę. Dzikie ptactwo, to jest kaczki i bażanty, znacznie częściej goszczą na moim stole.

J. Karpierz: Więc gratuluję i dziękuję za rozmowę. Darz Bór.